środa, 27 lipca 2011

Odlatujące guziki - wersja letnia

Ale leje... U was też? Nie lubię jak jest tak ciemno w ciągu dnia i żeby coś konkretnego zrobić trzeba zapalać światło. Mam jednak sposób na to, by te letnie lato uczynić cieplejszym i pełnym słońca. Zapraszam do korzystania ze sporej dawki kolorów jaką zaserwuję wam zaraz na zdjęciach. Obiekt: "Odlatujące guziki" w wersji letniej. Czyli kolczyki-guziki ze stworkami, które potrafią latać. Już raz zrobiłam coś takiego, można sobie przypomnieć klikając tutaj. Znowu ulepiłam wersję z motylkami, a następnie, na dokładkę, wersje z biedronami, które posiadają czułki zrobione z końcówek biżuteryjnych szpilek. Owady oraz obwódkę znajdującą się na guziku polakierowałam, a resztę zostawiłam matową, dzięki czemu jeszcze bardziej wyróżnia się część latająca. Nie przedłużając już, tak jak obiecałam, serwuję porządną dawkę kolorowych zdjęć, a na dokładkę kolorowy teledysk z piękną, radosną piosenką śpiewaną w języku francuskim. To mój kolejny typ do wakacyjnej listy przebojów :)









Będzie jednak bez oryginalnego teledysku, bo można go oglądać jedynie na YouTube, więc po teledysk zapraszam tu: http://www.youtube.com/watch?v=GYVSNidNar8

Pozdrawiam ciepło i deszczowo :)
taia from lavender forge

niedziela, 24 lipca 2011

Popielgrzymkowo

Jak widać - wróciłam :) Wczoraj o 13:00 dotarliśmy na Jasną Górę. Przyznaję, że za każdym razem jest to wzruszająca chwila, gdy po tylu trudach osiąga się cel swojego pielgrzymowania. Daje to też nadzieję na to, że także to nasze ziemskie pielgrzymowanie może zakończyć się sukcesem - dojściem do Nieba. Z Bożą pomocą wszystko jest możliwe :) Przyznaję, że chwilami szło mi się ciężko. O dziwo nie mam ani jednego odciska na stopach, ale za to inne sprawy dawały mi się we znaki. Zdobyłam nową umiejętność - jak umyć się przy pomocy malutkiej umywaleczki i nawilżanych chusteczek. Odkryłam, że na kompletnie przemoczone podeszwy dobrze jest przykleić podpaski :P. Spotkałam wielu życzliwych ludzi, którzy także pielgrzymowali i znosili te wszystkie trudy. Szłam z moim ukochanym, co było też niesamowitym przeżyciem. Szliśmy razem już drugi raz. Taka wspólna wędrówka bardzo do siebie zbliża, a dzięki modlitwie, pomaga budować związek, by stawał się on jeszcze lepszym i trwalszym. Miałam za co dziękować w czasie tej pielgrzymki, miałam też o co prosić. Pamiętałam także o was - tak jak obiecałam. Mam nadzieje, że owoce tego trudu i modlitwy będą widoczne przez cały rok, do następnej pielgrzymki (albo i jeszcze dłużej). Bo za rok postaramy się z ukochanym znowu pójść - jak mówią wszyscy pielgrzymi: "jak się już zaczęło, to potem to ciągnie, żeby jeszcze raz i jeszcze" :) Polecam wszystkim, którzy mają możliwość wybrać się na taką pieszą pielgrzymkę - to naprawdę niesamowite rekolekcje w drodze.

Na koniec piosenka - jeden z pielgrzymkowych hitów :), według mnie - przepiękna!



Pozdrawiam popielgrzymkowo!
taia from lavender forge

wtorek, 19 lipca 2011

Przepis na czekoladowo-wiśniowe mufinki

Oryginalny przepis znajduje się tu: http://www.mojegotowanie.pl/przepisy/desery/proste_muffinki , ale ja postanowiłam go trochę zmodernizować ( z przepysznym skutkiem :P ), więc dziele się z wami moimi mufinkami! Starałam się napisać wszystko tak, by nawet ktoś, kto wcześniej nie piekł mógł sobie poradzić. Przepis ten jest bardzo prosty i szybki - nie potrzeba żadnego robota kuchennego, ani nawet miksera. Wystarczy rondelek, miska oraz forma do mufinek i sprawny piekarnik. No to zaczynamy :)

Składniki:
pół "Kasi" lub innej margaryny
jogurt wiśniowy 150 gram (najlepiej taki z kawałkami owoców:) )
100 gram zwykłego, naturalnego jogurtu
2 jajka
1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej (może być proszek, użyłam sody, bo proszek się skończył :P )
1,5 szklanki mąki
3/5 szklanki cukru
aromat pomarańczowy
kopiasta łyżka kakao (czyli jak dwie płaskie łyżki)
gorzka czekolada, około 4/5 tabliczki (zostają mi zawsze dwa rządki kostek, a resztę dodaje do mufinek:) )


Produkcja :)
Najpierw najlepiej jest wyjąć jajka i jogurty z lodówki oraz stopić w rondelku margarynę. Zaraz jak się roztopi należy odstawić rondelek do przestygnięcia. Teraz musimy wymieszać suche składniki: mąkę, cukier, sodę, kakao oraz pokrojoną w kosteczkę czekoladę (mogą to być wyraźne kawałeczki, a nie delikatne czekoladowe wiórki, gdyż z kawałeczków czekolady powstanie po upieczeniu smakowity mus, który będzie porozrzucany po naszych mufinkach - pychota!). Polecam widelec o długich ząbkach jako mieszadełko do suchych składników. Dobrze jest też wrzucić do miski najpierw mąkę, następnie cukier i resztę składników (jednym słowem cięższe na górze, bo to ułatwia wymieszanie). Pora sprawdzić jak tam się ma nasza roztopiona margaryna. Jeżeli jej temperatura nie przekracza pokojowej wlewamy do niej trochę aromatu, jogurty oraz wbijamy jajka (polecam taką kolejność, bo jogurt dodatkowo schłodzi jeszcze margarynę i jajkom się na pewno nic nie stanie - jak pamiętam z biologii to białko ścina się przy temperaturze 42 st. C :P ). Teraz mieszamy mokre składniki. Nie potrzebujemy miksera - wystarczy trzepaczka. Następnie trzeba połączyć suche składniki z mokrymi. Polecam suche (czyli mąkę zmieszaną  z cukrem itd.) wrzucić do mokrych, bo zawsze nam trochę masy zostanie w misce, a przy tym cieście mokre składniki są na wagę złota, zresztą zaraz się sami o tym przekonacie. Po wsypaniu suchych najlepiej jest wszystko mieszać łyżką. Masa będzie dość gęsta. Trzeba tyle razy zamieszać by nie widzieć już suchej mąki. Tak jak przy każdym cieście na mufinki nie wolno mieszać za długo. Dobrze jest też wpuszczać podczas mieszania pęcherzyki powietrza do ciasta (zresztą same się tam znajdą, nie da się tak mieszać, żeby się to nie stało - no chyba, że się będzie głaskać to ciasto czy coś;) ). Teraz już tylko forma do mufinek, przekładamy porcje ciasta dwoma łyżkami i wkładamy do pieca. Zwykle w przepisach podaje się, że formę należy wypełnić do 3/4 wysokości, ale jeżeli tak jak ja posiadacie formę z Ikei, to radzę nałożyć więcej ciasta, tak do 4/5. Naprawdę lepiej dać go prawie pod samą górę, bo w przeciwnym razie zamiast babeczek wyjdą słupki :P Forma z Ikei jest strasznie wysoka i jakoś nie ma w niej miejsca na mufinkowe zaokrąglenia. Jak dacie więcej ciasta, to ono wyjdzie z formy i się zaokrąglenie zrobi, dlatego polecam ten sposób. Efekt widać na zdjęciu - jest zaokrąglenie :) Co do temperatury i czasu pieczenia. Jeżeli pieczecie na termoobiegu to ustawcie jakieś 170 st. C, a bez niego 180 st. C (chyba jakoś tak się to przelicza). Czas to jakieś 20 minut plus 3 do 5 minut leżakowania przy wyłączonym piekarniku. Z ciemnym ciastem jest ten  problem, że nie widać czy już jest upieczone, czy spalone, czy jeszcze nie wiadomo co. Skąd będzie wiadomo, że babeczki się już upiekły? Po prostu wyjdą z foremek i na ich powierzchni zrobi się skorupka, która następnie dość mocno się zarumieni (czego nie będzie widać na ciemnym cieście :P). Przyznam, że moje mufinki się trochę przypaliły, ale i tak wszystkie zniknęły. Te na zdjęciu to dwie ostatnie (nie licząc tych, które powędrowały do mojego ukochanego). Dobrze upieczone mufinki nie będą się zbyt mocno trzymać papilotek i będzie je można bez zbędnych nerwów odwijać, zjadać, oblizywać paluszki i sięgać po następną :)

Smacznego wszystkim :) ja tymczasem rano wyruszam na pielgrzymi szlak :)
taia from lavender forge

poniedziałek, 18 lipca 2011

Ubierz ucho


Ostatnimi czasy w ruch poszła u mnie modelina, a wszystko to było skutkiem moich majowych urodzin. W czerwcu było masę nauki i sesyjne egzaminy, więc częścią urodzinowych prezentów zajęłam się dopiero w lipcu. Od mamy mojego ukochanego dostałam bon do empiku, więc nakupiłam sobie Fimo i filców (polubiłam to kolorowe szycie:) ). Od mojej drugiej połówki natomiast dostałam taki oto wyciskacz do modeliny ->

Urządzenie to, na początku wydało mi się być tylko bardzo fajnym bajerem, ale przy ostatnim lepieniu odkryłam wachlarz jego możliwości. Dzisiaj pokażę wam tylko jedno z nich, ale obiecuje, że będzie więcej postów na ten temat. Wyciskacz bowiem ma masę różnorakich końcówek. Na zdjęciu pokazana jest taka, która zawiera masę maleńkich oczek z czego wychodzą takie właśnie drobne makaroniki (mogą wyjść naprawdę dłuuugie, jeżeli użyjecie Fimo Soft lub innej, bardzo miękkiej masy). Szczerze powiedziawszy, to nie wiem, czy to urządzonko nazywa się "wyciskacz", ale jak dla mnie ta nazwa pasuje do niego jak ulał :) Poniżej włoski, które wykonałam przy jego użyciu.

To jeszcze nie koniec notki i nie koniec zdjęć :) Chcę wam bowiem pokazać moją odpowiedź na "babeczkowo-słodkościowy" szał, który zapanował wśród wielu lepiących z modeliny. Mnie samej bardzo podobają się te miniaturowe ciasteczka i pączuszki, ale nie lubię robić i nosić tego co wszyscy. Chciałabym znaleźć swój oryginalny styl i pomysł na biżuterię. Pierwsza próba tych poszukiwań to miniaturowe ubrania. Świeżo wyprane, schną na wietrze przytrzymywane drewnianymi klamerkami. Koszulki to kolczyki, a te dwie skarpety, to zawieszka na komórkę oraz broszka (zapomniałam cyknąć fotkę z tyłu - ta z naszej prawej strony ma przyklejoną broszkową agrafkę). Pomysł na zabawne skarpety wziął się z czytanego przeze mnie thrilleru medycznego "Predator" autorstwa Patricii Cornwell. Jak to możliwe? Otóż główna bohaterka to doktor Kay Scarpetta. No i powiedzcie mi, jak to inaczej przeczytać? Nie da się! Doktor Skarpeta i tyle :P Jakoś udaje mi się nie zwracać uwagi na komiczność tej sytuacji i czytać spokojnie książkę. Może to dzięki temu, że odreagowałam sprawę lepiące te kolczyki? :P
Była długa notka, to teraz dla równowagi dużo zdjęć :) Miłego oglądania!







Pozdrawiam ciepło i słonecznie (chociaż u mnie słońca za oknem dzisiaj raczej brak) !
taia from lavender forge

PS: Postaram się wrzucić jeszcze jutro jakąś wakacyjną notkę oraz przepis na przesmaczne mufinki, bo potem od środy mnie nie ma, praktycznie, aż do niedzieli. Wyruszam wraz z ukochanym na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Z mojego miasta to jakieś 100 km - 4 dni marszu :) Oczywiście nie idziemy sami. To taka miejska, zorganizowana pielgrzymka. Będę pamiętać o was w czasie tego marszu!

czwartek, 14 lipca 2011

Lalkowa Wymianka u Anity - Lala Augustynka

Już nareszcie to wiem - moja lala dotarła do Darii (http://dewuarts.blogspot.com/). Mało tego, że dotarła, to jeszcze się jej spodobała! Teraz spokojnie mogę wam sama ją zaprezentować. Lala nazywa się Augustynka bo w końcu szyłam ją w czasie sesji, a że studiuję teologię i co chwilę gdzieś się św. Augustyn przewija... po prostu nie mogłam jej nazwać inaczej :P


Ponieważ z tyłu lala wydawała mi się jakaś taka łysa chciałam to miejsce zagospodarować. Mój ukochany doradził mi bym na odwrocie zrobiła chłopczyka. Pomysł był świetny! Wykonanie... No cóż... Nie wyszedł mi ten chłopczyk... Pokażę wam go jednak. Ma na imię Tomek (wiadomo - św. Tomasz :P).


Zdjęcia robiłam wtedy na szybko, bo termin wysyłki mnie gonił. Pokażę wam na koniec jeszcze jedno Augustynki (tak, żeby wam Tomek w głowie nie został, tylko ona :P).


A jeśli chcecie zobaczyć inne lale z wymianki u Anity koniecznie kliknijcie na ten obrazek:

Pozdrawiam ciepło!
taia from lavender forge

niedziela, 10 lipca 2011

Letnie lenistwo, kolorowy Jeżyk i blogowe cukierki

Dopadł mnie wakacyjny leń, ale chyba udaje mi się go w końcu przewalczyć. Nie żebym miała coś do odpoczynku, ale jak się za długo nic nie robi to mam wrażenie, że chęci do tworzenia wraz z siłami ulatują gdzieś w nieznane strony i potem ciężko jest je na nowo odnaleźć i rozruszać. Ponad tydzień temu uszyłam sobie w końcu poduszeczkę na igły - mam nadzieję, że już żadnej nie zgubie, zwłaszcza w mojej sofie :P Poduszeczka owa powstała z filcu i ma kształt jeża, bo co tu dużo pisać - nikt nie zna się na igłach tak jak ten jegomość. Zdjęcia zrobiłam w lawendzie, którą niedawno dostałam (buziak dla ofiarodawcy :*). Niestety kwiatki mi jakoś oklapły i chyba muszę ją przesadzić do większej doniczki. Może ktoś z was zna się na lawendzie i wie co zrobić, żeby ładnie rosła i zdrowo kwitła? I czy w ogóle mogę ją trzymać w domu, czy powinnam wkopać gdzieś na zewnątrz (wydaje mi się, że skoro w domu jest ta sama temp. co na zewnątrz to bez różnicy, ale może jestem w błędzie?).




Na koniec pierwsza "Wakacyjna Piosenka" która wpadła mi w ucho wczoraj i od razu weszła do mojej prywatnej listy letnich przebojów. Mój roboczy tytuł dla niej to po prostu "Małpy", a naprawdę śpiewa ją Bruno Mars, a tytuł jest wielce wymowny - "Lazy Song" :)

http://youtu.be/fLexgOxsZu0 (niestety muszę podać link, gdyż tego teledysku nie da się tutaj umieścić)

Zanim się pożegnam zaproszę was jeszcze na candy, w których sama biorę udział : u Malgodii, u My Secret Window oraz w u Katarzynki w Zaciszu :) Spróbujcie i wy swojego szczęścia! (Zdjęcia co można w nich wygrać na podanych blogach oraz u mnie na pasku bocznym.)
Pozdrawiam ciepło, a wręcz gorąco!
taia from lavender forge

poniedziałek, 4 lipca 2011

Lustereczko i babeczka

Taki oto komplecik uszyłam na urodziny dla siostry mojego ukochanego. Miało być słodko, i chyba wyszło, chociaż przez te kolory kojarzy mi się ten zestawik z jakimiś zamierzchłymi czasami i rock and rollem :P W każdym razie filcowe etui na lusterko ma za zadanie chronić je przed przypadkowym stłuczeniem, a słodką babeczkę można za ogonek wisienki powiesić np. przy komórce. Jak widać wakacje zagościły w Lawendowej Kuźni :)





Pozdrawiam ciepło, chociaż lipiec zaczął się wręcz mroźno...
taia from lavender forge
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...