Oryginalny przepis znajduje się tu: http://www.mojegotowanie.pl/przepisy/desery/proste_muffinki , ale ja postanowiłam go trochę zmodernizować ( z przepysznym skutkiem :P ), więc dziele się z wami moimi mufinkami! Starałam się napisać wszystko tak, by nawet ktoś, kto wcześniej nie piekł mógł sobie poradzić. Przepis ten jest bardzo prosty i szybki - nie potrzeba żadnego robota kuchennego, ani nawet miksera. Wystarczy rondelek, miska oraz forma do mufinek i sprawny piekarnik. No to zaczynamy :)
Składniki:
pół "Kasi" lub innej margaryny
jogurt wiśniowy 150 gram (najlepiej taki z kawałkami owoców:) )
100 gram zwykłego, naturalnego jogurtu
2 jajka
1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej (może być proszek, użyłam sody, bo proszek się skończył :P )
1,5 szklanki mąki
3/5 szklanki cukru
aromat pomarańczowy
kopiasta łyżka kakao (czyli jak dwie płaskie łyżki)
gorzka czekolada, około 4/5 tabliczki (zostają mi zawsze dwa rządki kostek, a resztę dodaje do mufinek:) )
Produkcja :)
Najpierw najlepiej jest wyjąć jajka i jogurty z lodówki oraz stopić w rondelku margarynę. Zaraz jak się roztopi należy odstawić rondelek do przestygnięcia. Teraz musimy wymieszać suche składniki: mąkę, cukier, sodę, kakao oraz pokrojoną w kosteczkę czekoladę (mogą to być wyraźne kawałeczki, a nie delikatne czekoladowe wiórki, gdyż z kawałeczków czekolady powstanie po upieczeniu smakowity mus, który będzie porozrzucany po naszych mufinkach - pychota!). Polecam widelec o długich ząbkach jako mieszadełko do suchych składników. Dobrze jest też wrzucić do miski najpierw mąkę, następnie cukier i resztę składników (jednym słowem cięższe na górze, bo to ułatwia wymieszanie). Pora sprawdzić jak tam się ma nasza roztopiona margaryna. Jeżeli jej temperatura nie przekracza pokojowej wlewamy do niej trochę aromatu, jogurty oraz wbijamy jajka (polecam taką kolejność, bo jogurt dodatkowo schłodzi jeszcze margarynę i jajkom się na pewno nic nie stanie - jak pamiętam z biologii to białko ścina się przy temperaturze 42 st. C :P ). Teraz mieszamy mokre składniki. Nie potrzebujemy miksera - wystarczy trzepaczka. Następnie trzeba połączyć suche składniki z mokrymi. Polecam suche (czyli mąkę zmieszaną z cukrem itd.) wrzucić do mokrych, bo zawsze nam trochę masy zostanie w misce, a przy tym cieście mokre składniki są na wagę złota, zresztą zaraz się sami o tym przekonacie. Po wsypaniu suchych najlepiej jest wszystko mieszać łyżką. Masa będzie dość gęsta. Trzeba tyle razy zamieszać by nie widzieć już suchej mąki. Tak jak przy każdym cieście na mufinki nie wolno mieszać za długo. Dobrze jest też wpuszczać podczas mieszania pęcherzyki powietrza do ciasta (zresztą same się tam znajdą, nie da się tak mieszać, żeby się to nie stało - no chyba, że się będzie głaskać to ciasto czy coś;) ). Teraz już tylko forma do mufinek, przekładamy porcje ciasta dwoma łyżkami i wkładamy do pieca. Zwykle w przepisach podaje się, że formę należy wypełnić do 3/4 wysokości, ale jeżeli tak jak ja posiadacie formę z Ikei, to radzę nałożyć więcej ciasta, tak do 4/5. Naprawdę lepiej dać go prawie pod samą górę, bo w przeciwnym razie zamiast babeczek wyjdą słupki :P Forma z Ikei jest strasznie wysoka i jakoś nie ma w niej miejsca na mufinkowe zaokrąglenia. Jak dacie więcej ciasta, to ono wyjdzie z formy i się zaokrąglenie zrobi, dlatego polecam ten sposób. Efekt widać na zdjęciu - jest zaokrąglenie :) Co do temperatury i czasu pieczenia. Jeżeli pieczecie na termoobiegu to ustawcie jakieś 170 st. C, a bez niego 180 st. C (chyba jakoś tak się to przelicza). Czas to jakieś 20 minut plus 3 do 5 minut leżakowania przy wyłączonym piekarniku. Z ciemnym ciastem jest ten problem, że nie widać czy już jest upieczone, czy spalone, czy jeszcze nie wiadomo co. Skąd będzie wiadomo, że babeczki się już upiekły? Po prostu wyjdą z foremek i na ich powierzchni zrobi się skorupka, która następnie dość mocno się zarumieni (czego nie będzie widać na ciemnym cieście :P). Przyznam, że moje mufinki się trochę przypaliły, ale i tak wszystkie zniknęły. Te na zdjęciu to dwie ostatnie (nie licząc tych, które powędrowały do mojego ukochanego). Dobrze upieczone mufinki nie będą się zbyt mocno trzymać papilotek i będzie je można bez zbędnych nerwów odwijać, zjadać, oblizywać paluszki i sięgać po następną :)
Smacznego wszystkim :) ja tymczasem rano wyruszam na pielgrzymi szlak :)
taia from lavender forge
Ja też ostatnio robiłam mufinki wiśniowo - czekoladowe, ale z wiśniami prosto z drzewa :) Ogólnie bardzo często robię mufinki o różnych smakach i z różnymi dodatkami, ale przepis mam troszkę inny niż Twój. Mniej margaryny, więcej mąki i mleko zamiast jogurtu naturalnego, ewentualnie zamiast mleka jogurt smakowy. Dodaję do ciasta także odrobinę soli. Dodam jeszcze, że jako łakomczuch, czekolady też sobie nie żałuję i na jedną porcję mufinek biorę 1,5 tabliczki :D A czy próbowałaś mufinek na słono?
OdpowiedzUsuńCo do wazonu mojego Taty, to cieszy mnie, że się podoba :) Niestety nie mogę powiedzieć nic na temat tego jak jest zrobiony, bo to projekt autorski.