Bardzo dawno temu, właśnie przed Świętami Bożego Narodzenia, lepiłam stojące aniołki z masy solnej (trzymały się w pionie ponieważ użyłam bardzo prostej podpórki) i sama nie wiem dlaczego, odkąd prowadzę tego bloga nie zmobilizowałam się do tego, by znów je zacząć lepić. Chyba po prostu wtedy zrobiłam ich tyle, że mi się troszkę znudziły. Postanowiłam jednak wrócić do tego, jakże wdzięcznego, modelu aniołka i nadać im nowy, lawendowo-kuźniowy charakter. Jeżeli wam się podobają takie stojące aniołeczki, to bądźcie uważni, bo za niedługo opublikuję post z receptą jak je krok-po-kroku ulepić :)
Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za wszystkie przemiłe, dodające skrzydeł, komentarze :)
Niech Święty Mikołaj wstawia się za wszelkimi waszymi dobrymi prośbami :)
taia from lavender forge
Przepiękne aniołeczki:) Czekam z niecierpliwością na kurs:D
OdpowiedzUsuńUrocze :) Ciekawa jestem ile mają wzrostu te słodkości?
OdpowiedzUsuńCzekam na kursik, choć Ja będę musiała wykorzystać inną masę, bo w moim domu masa solna nie ma szans na przetrwanie, niestety.
Piekny niebiański zastęp:-) kilka lat temu robiłam dla koleżanki do przedszkola też takie solniaczki i chyba ze 20 ich było..
OdpowiedzUsuńPS: Maila napisałam, pozdrawiam zimowo ale ciepło
Moja mama by się zakochała w tych aniołkach.. może jak opublikujesz przepis zrobię jej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Są przeurocze :3
OdpowiedzUsuń