Jesienne deszcze próbowałam odgonić za pomocą Tygrysków-Elvisków i Zakochanych, ale jeszcze Nieświadomych tego, Misiów. Wygląda na to, że mi się udało. Nie wiem jak u was, ale u mnie za oknem wesoło świeci sobie słońce i wydaje się być tam całkiem przyjemnie. Nie pozostaje nic innego jak wyjść i samemu to sprawdzić. A Tygryski-Elviski i Zakochane ale Nieświadome tego Misie? Dostali całkiem niezły angaż w postaci „bycia kolczykiem”. Wszak zabawnej biżuterii jesienią nigdy dość.
Tygryski po ugotowaniu nie straciły ani grama ze swojej mandarynkowej barwy, natomiast Misie trochę wyblakły, ich kolor stał się bardziej „surowy”. Normalnie to zakwalifikowałabym je do polakierowania, ale jakoś pasuje mi do nich ta „surowość”. Wyglądają jakby miały już parę ładnych lat na karku. Tak trochę udają, że mają w sobie wartość sentymentalną. A może naprawdę ją mają? Kto je tam wie, te misie…
Tygryski po ugotowaniu nie straciły ani grama ze swojej mandarynkowej barwy, natomiast Misie trochę wyblakły, ich kolor stał się bardziej „surowy”. Normalnie to zakwalifikowałabym je do polakierowania, ale jakoś pasuje mi do nich ta „surowość”. Wyglądają jakby miały już parę ładnych lat na karku. Tak trochę udają, że mają w sobie wartość sentymentalną. A może naprawdę ją mają? Kto je tam wie, te misie…
Pozdrawiam na żółto i na niebiesko
taia from lavenderforge
PS: Nie przegapcie kolejnej notki! Będzie o Pohárku!
Witam :)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się Twoje misie. Muszą uroczo wyglądać w uszach ... rozweselająco. Aż mam ochotę sobie takie zrobić.
Zadziwiają mnie natomiast Twoje kolczyki papierowe. Są bardzo oryginalne i intrygujące. Gratuluję pomysłu :)
Serdecznie pozdrawiam, Basia