niedziela, 28 sierpnia 2011

Filmowe kolczyki taiowe

Sierpień upływał mi pod znakiem filmów przeróżnej maści. Co wieczór odbywałam z moim ukochanym (czasem też i w większym gronie) seans, nie ograniczając repertuaru i nie raz puszczając nawet dwa dvd pod rząd. Wszystko dlatego, że na początku tego miesiąca zaopatrzyliśmy się w karnet w pewnej wypożyczalni i mogliśmy szaleć niemalże do woli. Chciałabym w tym poście wspomnieć o dwóch filmach, które przy tej okazji obejrzeliśmy, bo jakoś dziwnie się złożyło, że kolczyki, które chcę wam pokazać pasują do nich jak ulał, a zrobiłam je jeszcze nim owe filmy obejrzałam. 

Pierwszy z nich to "My name is Khan" z Skarukiem Khanem oraz Kajol, (Ci, którzy widzieli "Czasem słońce, czasem deszcz" na pewno wiedzą o kogo chodzi). Piękna i poruszająca opowieść o mężczyźnie z zespołem Aspergera, który, chociaż nie potrafi nikogo przytulić jest bardzo wrażliwy na krzywdę innych i stara się być zawsze dobrym człowiekiem (bo tylko na takich dzielą się ludzie: dobrych oraz złych - innego podziału nie ma).  Według mnie, jest to najlepsza rola Sharuka Khana, którego przywykliśmy oglądać w kolorowych bollywodach rzewnie płaczącego albo uśmiechającego się szczerze od ucha do ucha. Tutaj musi grać nie posiadając tego wszystkiego i - trzeba to przyznać - wychodzi mu bardzo, bardzo ciekawie. Polecam gorąco - chociaż ostrzegam - straszny wyciskacz łez. Pomimo tego, że akcja dzieje się w Ameryce, można w filmie znaleźć charakterystyczne dla gatunku bollywood akcenty (sama fabuła też jest bardzo bollywoodowa, tylko przeniesiona w zachodnie realia), więc dla tych, którzy nie przepadają za takim typem radzę przymknąć na niektóre rzeczy oko i w spokoju delektować się naprawdę dobrze nakręconym filmem. Zapomniałam jeszcze dodać! Główny motyw to problem muzułmanów, którzy po zamachu z 11 września nie mieli w Ameryce lekkiego życia.




A teraz kolczyki. Podobnie jak film - trochę bollywod, trochę nie. Filcowa część kolorowa jak filmy z Sharukiem, a koralik z wymalowaną, delikatną różyczką kojarzyą mi się z epoką romantyzmu panującą w XIX wieku na Zachodzie.









Drugi film to "500 dni miłości", ale ja wolę jego oryginalny tytuł: "500 days of summer". To amerykańska produkcja, ale jak dla mnie inna niż wszystkie. Piękne zdjęcia z klimatyczną muzyką dodają uroku tej zwyczajnej historii o pewnym chłopaku i pewnej dziewczynie. Obyczaj, który polecam naprawdę wszystkim, Nie napiszę nic więcej - obejrzyjcie go sami!


Teraz kolczyki. Te zielone okienka z białymi gołąbkami pocztowymi, które dostarczają komuś przesyłkę - czerwone serduszko, według mnie pasują trochę do klimatu tego filmu. Czy okienko jest otwarte? Czy przesyłka zostanie dostarczona? Każdy może odpowiedzieć sobie na to pytanie jak chce... 
Można też inaczej na nie spojrzeć - dwa gołąbki, na dwojgu uszach szukają swojej prawdziwej miłości nie wiedząc, że jest ona tak blisko... bo na drugim uchu! :)








Pozdrawiam ciepło! 
taia from lavender forge

PS: Pod pierwszym postem Lepienia Po Studencku komentarzy było niewiele, ale możecie być pewni, że będzie jeszcze kolejna odsłona - może tym razem bardziej przypadnie wam do gustu :)

4 komentarze:

  1. Słyszałam o obu filmach. Pierwszy nawet mam chyba. ;)
    Śliczne te kolczyki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no no powiem Ci, że te bollywódzkie wyszły ci idealnie- odzwierciedlają ta kulturę. Filmy kojarzę, O Khanie chyba oglądałam. A aktor jest niesamowity!

    OdpowiedzUsuń
  3. aaaaaa te drugie jakie pomysłowe, super taia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie wyglądają te obszywanki a okienka fajny prezent np. dla zakochanych.. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...